Decyzje podejmuje błyskawicznie, lecz rozważnie, już na studiach pracowała na dwóch etatach

TĘTNO PONAD NORMĘ, CZYLI MEDYCYNA W PIGUŁCE

Decyzje podejmuje błyskawicznie, lecz rozważnie, już na studiach pracowała na dwóch etatach – początkującego naukowca oraz działacza społecznego. Choć przyznaje, że chętnie ustaliłaby nowy porządek doby, by zyskać dla siebie nieco wolnego czasu, decyzji o wyborze studiów nie zmieniłaby na inną. Jeśli zaangażowanie, to na sto procent i o każdej porze, jeśli odpoczynek to błogie lenistwo. O naukowej podróży do Indonezji, trudach pracy w laboratorium i specjalizacyjnych planach na przyszłość rozmawiamy z Agatą Szymaszkiewicz, stażystką w Zakładzie Biochemii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

 

Multistypendystka, studentka zaangażowana, stażystka w Zakładzie Biochemii UM i autorka złożonych projektów naukowych. Czy doba Agaty Szymaszkiewicz to na pewno 24 godziny?

Szczerze przyznaję ― czasem chciałabym móc bezkarnie przestawić zegarek o godzinę lub dwie „do tyłu”, żeby zyskać trochę więcej czasu. Ale niestety, dopóki inżynierom nie uda się opracować zmieniacza czasu jak z historii o Harry’m Potterze, obawiam się, że nie mam na co liczyć. Tak naprawdę, moim niezawodnym sposobem na zwiększenie produktywności i zyskanie dodatkowego czasu na pracę lub naukę jest ustawienie budzika na wcześniejszą godzinę. Odbywa się to kosztem cennego snu, ale nie wpływa na moje inne zobowiązania w ciągu dnia. Oprócz tego pracuję zadaniowo – kiedy mam coś konkretnego do wykonania, np. serię eksperymentów czy napisanie publikacji do czasopisma, przez kilka dni skupiam się wyłącznie na jednym zadaniu. Dzięki temu zyskuję później kilka dni wolnego, w czasie których zamykam się w domu i po prostu odpoczywam.

 

Stereotyp studenta medycyny jest mocno zakorzeniony w świadomości społecznej – to człowiek, który nie ma czasu na życie prywatne, bo spędza je na oddziałach klinicznych i szpitalnych oraz przeżywa dylematy związane z wyborem specjalizacji. Podpisuje się Pani pod tym obrazkiem?

Ze względu na to, że całą swoją energię poświęcam na pracę naukową w laboratorium, mam zdecydowanie mniej czasu, który mogłabym spędzać na oddziale szpitalnym. Ale patrząc szerzej, sytuacja wygląda podobnie. Tak jak wcześniej wspomniałam, są dni, kiedy oddaję się swojej pracy badawczej w stu procentach, wtedy też niejednokrotnie jestem zmuszona odwoływać spotkania z przyjaciółmi. Rodzice przez te wszystkie lata zdążyli się przyzwyczaić, że kiedy przyjeżdżam do nich z wizytą, to część wspólnego czasu spędzam przed komputerem, pracując nad projektami. Na szczęście po okresach wzmożonej pracy przychodzi zawsze kilka dni odpoczynku, wtedy nadrabiam zaległości. Może dzięki temu moja praca nie odbija się tak negatywnie na moim życiu osobistym.

 

W swoich projektach badawczych skupia się Pani na określeniu roli endogennych układów: opioidowego oraz kanabinoidowego w patogenezie i długotrwałej terapii chorób czynnościowych jelit. Skąd zainteresowanie tak wąskim spektrum?

Jak o wielu sytuacjach w moim życiu, tak i o tej zadecydował przypadek, a właściwie szczęście. Będąc na drugim roku studiów medycznych, wolna od zmartwień studenta pierwszego roku medycyny (tzn. po zdanym egzaminie z anatomii i histologii), zdecydowałam, że to najlepszy moment na rozpoczęcie pracy naukowej, o której marzyłam, będąc już w gimnazjum. Dołączyłam do zespołu Zakładu Biochemii UM w Łodzi, działającego prężnie pod opieką profesora Jakuba Fichny. Swoją pracę badawczą rozpoczęłam od udziału w projektach dr Marty Zielińskiej, która w ramach swojej rozprawy doktorskiej zajmowała się m.in. endogennym układem opioidowym i jego rolą w chorobach czynnościowych i zapalnych jelit. To prof. Fichna i dr Zielińska nauczyli mnie wszystkiego praktycznie od zera. Pomimo mojego wielkiego entuzjazmu i zaangażowania początkowo nie wiedziałam wiele o prowadzeniu badań naukowych. Później, kiedy poznałam metodologię i nabrałam doświadczenia, w ramach pierwszego samodzielnego projektu naukowego zaczęłam przyglądać się interakcjom pomiędzy układami: opioidowym i kanabinoidowym w przewodzie pokarmowym pod kątem ich wykorzystania w terapii zespołu jelita drażliwego.

 

Dwa lata temu odbyła Pani miesięczny staż naukowy w Indonezji. Czy zauważyła Pani różnice lub podobieństwa w sposobie prowadzenia projektów badawczych?

Bardzo ciężko mi porównać sposób prowadzenia badań pomiędzy Polską a Indonezją ze względu na kompletnie odmienną specyfikę projektu, w którym uczestniczyłam, będąc w Azji Południowo-Wschodniej. Tamtejszy projekt opierał się o badania ankietowe z zakresu zdrowia publicznego, czyli coś zupełnie innego niż to, czym zajmuję się na co dzień. Niemniej, jedną z różnic między narodowościami, którą można zauważyć już na początku, to spokój z jakim Indonezyjczycy podchodzą do badań naukowych (a także życia codziennego). Nie denerwują się i zdecydowanie się nie śpieszą. Ja jestem szalenie niecierpliwa, podejmuję decyzje błyskawicznie i tak samo szybko przystępuję do działania. Dlatego też początek współpracy z Uniwersytetem w Pekanbaru i zetknięcie się z tamtejszymi obyczajami było dla mnie szalenie trudne i frustrujące. Na każde zadane pytanie na temat tego, czy moglibyśmy coś zmodyfikować lub usprawnić otrzymywałam odpowiedź „maybe yes”, innym razem „maybe no”. Żadnych konkretów! Jednak z czasem trochę się uspokoiłam i po prostu przywykłam do ich sposobu bycia.

 

Jakich wskazówek, z perspektywy doświadczonej studentki, jest Pani w stanie udzielić potencjalnym kandydatom na studia medyczne?

Jedyną wskazówką, która wydaje mi się odpowiednia i zarazem uniwersalna, jest to, że trzeba możliwie najlepiej i najpełniej wykorzystać czas spędzony na studiach. Może się wydawać, że to przecież aż 5 czy 6 lat. Niestety, ten czas upływa szalenie szybko i naprawdę szkoda byłoby go zmarnować. Od początku studiów (właściwie już od roku zero) uczestniczyłam w czternastu obozach studenckich organizowanych przez Samorząd Studentów UMEDu, przewodniczyłam Studenckiemu Towarzystwu Naukowemu, opracowałam uczelniany program grantów naukowych dla studentów, byłam głównym organizatorem kilku dużych konferencji naukowych, bawiłam się na niezliczonych imprezach w uczelnianym klubie studenckim Medyk. Na obozie roku zero poznałam swojego obecnego męża, zawarłam niesamowite znajomości i przyjaźnie, które przetrwają lata... Mam nadzieję, że to pokazuje, że studiując nad UMEDZIE naprawdę warto wychodzić z domu i angażować się w życie studenckie.

 

Którą ze specjalizacji bierze Pani pod uwagę względem swojej kariery lekarskiej i dlaczego akurat tę?

Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji, a podczas studiów kilkukrotnie zmieniałam zdanie. Obecnie, m.in. ze względu na tematykę prowadzonych przeze mnie badań i aktualne zainteresowania, najbliżej mi do neurologii. Jednak do czasu wyboru specjalizacji czeka mnie jeszcze Lekarski Egzamin Końcowy, od wyniku którego w dużej mierze zależeć będzie moja decyzja.

 

Jakie cechy powinny wyróżniać współczesnego lekarza?

Uważam, że ważną cechą współczesnego lekarza jest zdolność do adaptacji do szybko zmieniających się warunków. Świat pędzi do przodu, medycyna rozwija się na naszych oczach, a wszystko powoli ulega komputeryzacji. Dokumentacja medyczna coraz częściej powstaje na ekranie komputera, recepty coraz rzadziej wypisywane są odręcznie. Dobrym przykładem jest też obecnie wprowadzany obowiązek wystawiania zwolnień lekarskich dla pacjentów przez system internetowy. Nie każdy lekarz jest gotowy na taką zmianę.

 

W czym tkwi wartość pracy laboratoryjnej i w jaki sposób kształtuje ona charakter przyszłego lekarza?

Praca naukowa w laboratorium kształtuje charakter: wymaga siły i determinacji, a także skrupulatności i ogromnej precyzji. Te cechy są kluczowe także w pracy lekarza – pracując z pacjentami, należy spojrze

na chorych holistycznie, dokładnie zebrać wywiad lekarski, zaordynować niezbędne badania. Cały proces musi być przemyślany i ukierunkowany. Nie ma miejsca a pracę „na oślep”. Ponadto, praca naukowa jest niezwykle czasochłonna, często zdarza się tak, że kilkukrotnie trzeba zmieniać warunki przeprowadzanego doświadczenia (zmienić stężenia substancji, czas trwania czy po prostu trzeba wybrać inną metodę). Nasze laboratorium pracuje właściwie codziennie. W Zakładzie zawsze ktoś jest, bo akurat trzeba wykonać jakąś część projektu. Nieważne, czy to sobota i godzina 21:00 czy Wielki Piątek. Podobnie jest z pracą lekarza – nigdy nie wiemy kiedy przypadnie nasza kolej na nocny dyżur w Wigilię czy Boże Narodzenie.

 

Okres rekrutacji na Uniwersytecie Medycznym to coroczne rekordy pod względem liczby aplikacji. Czego szczęśliwie wybrani kandydaci mogą spodziewać się po studiach na uczelni medycznej?

Na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi możliwości rozwoju dla studenta są właściwie nieograniczone. Kiedy razem z przyjaciółmi planowaliśmy kolejne studenckie inicjatywy czy pracowaliśmy nad kolejnym projektem, naprawdę rzadko słyszeliśmy odmowę. Uczelnia zwykle robiła wszystko, żeby nam pomóc w realizacji naszych planów.

 

Czy kandydat na studia medyczne powinien wykazywać szczególne predyspozycje, czy może tytuł lekarza to przywilej każdego zainteresowanego?

Myślę, że każdy lekarz jest inny i naprawdę wiele zależy od wybranej specjalizacji, czy miejsca pracy. Co jednak należy podkreślić, student medycyny powinien być możliwie najbardziej wszechstronny i zaangażowany w swoje działania. Uważam, że pasja jest kluczem do sukcesu w każdej dziedzinie.

 

Krótka definicja medycyny według Agaty Szymaszkiewicz?

Medycyna rozwija się w zawrotnym tempie. Co jest niewątpliwie powodem do radości – każdego dnia ukazują się tysiące publikacji naukowych związanych z naukami medycznymi, o życiu i zdrowiu człowieka wiemy coraz więcej, poznajemy coraz to doskonalsze metody leczenia. Niestety, szybki rozwój stanowi jednocześnie nie lada wyzwanie dla adeptów medycyny ze względu na to, że przy takim natłoku informacji każdego dnia można się po prostu pogubić. Wyniki badań (i co za tym idzie rekomendacje towarzystw naukowych danej dziedziny) niejednokrotnie wzajemnie się wykluczają. To sytuacja trudna nawet dla lekarza specjalisty, a już szczególnie frustrująca dla młodego medyka.