Terminy rekrutacji na studia Drzwi otwarte na uczelniach Terminy matury Terminy egzaminu ósmoklasisty
„Ruszmy się!” – pomyślał Michał, 24-letni student Wydziału FTIMS Politechniki Łódzkiej, i razem z trójką swoich znajomych otworzył pierwszy w Polsce paintball łuczniczy pod dachem. Swój pomysł wcielał w życie po godzinach, bo od rana jest programistą na etacie. Czy zamierza rezygnować ze swoich dotychczasowych zajęć? Absolutnie nie! Aktywnie działa w samorządzie studenckim PŁ, pracuje, prowadzi własny interes, a do tego ma czas, aby spotykać się ze swoją dziewczyną. Michał Warycha, który dobrze wie, jakie korzyści niesie ze sobą bycie aktywnym, zdradził nam, jak powstawało Archery Battle (ang. bitwa łuczników).
Weronika Chodorek: Czym jest paintball łuczniczy?
Michał Warycha: To drużynowa rozgrywka, która jak sama nazwa wskazuje, zawiera w sobie elementy paintballu i łucznictwa. Polega na rywalizacji dwóch drużyn, w których każda osoba wyposażona jest w łuk i specjalnie zabezpieczone strzały. Zawodnicy mają za zadanie trafiać do swoich rywali bądź w określone obiekty.
WCh: To chyba jeszcze mało znana w Polsce forma rozrywki. Jak wpadliście na pomysł otworzenia Archery Battle?
MW: Tak naprawdę chcieliśmy zrobić cokolwiek. Mój kolega Tomek, jeden z czwórki założycieli, znalazł w Internecie film promocyjny firmy z Toronto, która organizuje sportowe bitwy na łuki. Uznałem, że jest to świetna inicjatywa, którą moglibyśmy przenieść na grunt łódzki. No i udało się!
WCh: Za tą inicjatywą stoją cztery osoby. Znaliście się wcześniej?
MW: Z dwójką moich współpracowników znamy się z pracy, a czwarta osoba to mój kolega z samorządu, który obecnie również pracuje tam, gdzie pozostała trójka. Wszyscy dzielimy więc ten sam zawodowy los – od rana jesteśmy programistami, a popołudnie spędzamy na naszej hali.
WCh: Starcza Wam czasu i na pracę na etacie, i na prowadzenie własnego interesu?
MW: Jasne, przecież można pracować nawet na trzy etaty (śmiech). Oprócz tego ja i jeszcze jeden mój współpracownik nadal studiujemy. Najmłodszy z nas ma 22 lata, a najstarszy 26. Chcieliśmy po prostu zrobić coś ciekawego, nowego, zupełnie innego niż dotychczas. Nie uciekamy od naszego obecnego zajęcia, którym jest programowanie. Łuki stały się dla nas pewnego rodzaju odskocznią i świetną zabawą!
WCh: Pomysł od jego realizacji często dzieli długa droga. Skąd wiedzieliście, jak się za to wszystko zabrać? Skąd pozyskaliście środki finansowe?
MW: Ze swoich własnych źródeł, z pracy na etacie. Około tygodnia zajęło nam zaplanowanie budżetu, przemyślenie tego, co powinniśmy kupić, co wynająć i co zrobić. Później przez miesiąc szukaliśmy miejsca, które odpowiadałoby naszym oczekiwaniom. Interesowały nas duże pomieszczenia magazynowe czy stare hale. Ceny wynajmu są naprawdę bardzo zróżnicowane, tak samo jak lokalizacja, która również gra dużą rolę. Wykonywaliśmy po piętnaście telefonów dziennie. Jeśli tylko w Internecie pojawiało się jakieś interesujące nas ogłoszenie – zaraz byliśmy na miejscu, żeby je zobaczyć. Hala, którą zdecydowaliśmy się wynająć, ma około 700m2. Do tego dochodzi około 200m2, na których znajdują się szatnie, łazienka i inne pomieszczenia socjalne.
WCh: Gdzie zaopatrzyliście się w specjalistyczny sprzęt łuczniczy?
MW: Łuki, których używamy, są przeznaczone dla osób, które chcą zacząć swoją przygodę z łucznictwem i można je kupić w każdym sklepie łuczniczym. Nadają się do użytku nawet dla dzieci od 13 roku życia, ponieważ słaby naciąg cięciwy sprawia, że nikomu, kto zostanie trafiony, nie stanie się krzywda. Strzała „na wyjściu” porusza z prędkością około 28m/s, czyli naprawdę wolno. Rozpędzone strzały wypuszczane przez profesjonalnych łuczników poruszają się natomiast z taką prędkością, że ledwo je widać.
WCh: Co zrobiliście, aby przyciągnąć do siebie pierwszych klientów? Jak się wypromowaliście?
MW: Postawiliśmy głównie na promocję poprzez Facebook'a. Nakręciliśmy filmiki reklamowe i zadbaliśmy o profesjonalne zdjęcia. Oprócz tego nieoceniona okazała się sieć naszych kontaktów. Każdy nasz znajomy szepnął o nas słowo innemu swojemu znajomemu i w ten sposób wieść o Archery Battle powędrowała w Łódź.
WCh: Jak dużo osób może Was odwiedzić jednego dnia?
MW: Na razie godziny otwarcia ustaliliśmy tak, abyśmy mogli pogodzić wszystko z innymi naszymi obowiązkami. Zaczynamy codziennie od 15:30, a w weekendy od 11:45, i jesteśmy otwarci do późnego wieczora. Na naszej stronie internetowej można znaleźć aktualną informację o tym, które godziny są już zarezerwowane, a które są jeszcze dostępne. Każda grupa, licząca minimalnie 6 i maksymalnie 12 osób, dostaje od nas godzinę i 15 minut, w tym 15 minut na przygotowanie się do rozgrywki i godzinę samej bitwy.
WCh: Jakie zadania czekają na uczestników bitwy w ciągu tej godziny?
MW: Łuczników dzielimy na dwie drużyny, które rywalizują ze sobą w trzech rozgrywkach. Pierwsza z nich polega na zestrzeleniu wszystkich tarcz swoich przeciwników, które rozmieszczone są na polu bitwy. Kolejna rozgrywka rządzi się takimi samymi zasadami jak gra w Paintball – zadanie graczy polega na tym, aby zdobyć flagę przeciwnika, a dodatkowo uchronić swoją własną flagę przed kradzieżą. Ostatnią rozgrywkę wygrywa natomiast ta drużyna, która jako pierwsza „zestrzeli” wszystkich graczy z przeciwnej drużyny.
WCh: Mam nadzieję, że jest gdzie się schować?
MW: Oczywiście! Pole bitwy zaaranżowaliśmy samodzielnie. W Internecie znaleźliśmy na przykład ogłoszenie „oddam dwieście opon” – u nas dostały nowe życie! Do wykonania przeszkód wykorzystaliśmy również palety, które oprócz tego świetnie sprawdziły się także w roli ławek i stołów.
WCh: Jak przygotować się do bitwy łuczników?
MW: Koniecznie wygodnie się ubrać. Można wziąć ze sobą strój czy buty na przebranie. Na pewno nie polecamy gry w szpilkach (śmiech). Zdarzyło się natomiast, że jedna uczestniczka pojawiła się u nas w butach na obcasie! Na szczęście świetnie sobie poradziła. My wyposażamy w maski ochronne, ochraniacz na przedramię, w łuk i strzały
WCh: Czy było coś, czego obawialiście się, zakładając własny interes?
MW: Nie. Tak naprawdę teraz przerażają nas jedynie podatki. Gdy szef wypłaca nam pensję, całą zarobioną kwotę mamy dla siebie. Będąc „na swoim”, prawie połowę przychodu musimy oddać do ZUSu i urzędu skarbowego – 23% podatku VAT i 18% podatku dochodowego. Więc tak naprawdę kwota, którą zarobimy, nijak się ma do kwoty, jaka faktycznie zostaje dla nas.
WCh: Jakie są Wasze najbliższe plany rozwojowe?
MW: Na razie kluczowym miesiącem będzie dla nas grudzień. Jeżeli okaże się, że nasza działalność po odliczeniu wszystkich kosztów będzie przynosić, choćby najmniejszy, zysk – będziemy rozwijać się dalej.
WCh: Zatem życzymy Wam powodzenia! Wykonaliście kawał dobrej roboty i w pełni zasłużyliście na sukces. Możecie być z siebie naprawdę bardzo dumni.
MW: Jesteśmy! Na razie wszystko świetnie się układa, a nasz optymizm nie dopuszcza do nas myśli, że mogłoby być inaczej. Do zobaczenia w Archery Battle!