Filmy Kaliny Alabrudzińskiej były prezentowane podczas festiwalów filmowych ...

Filmowa opowieść o świecie

Filmy Kaliny Alabrudzińskiej były prezentowane podczas festiwalów filmowych takich jak Berlinale, MFF Nowe Horyzonty, czy na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Reżyserka i absolwentka Mistrzowskiej Szkoły Wajdy zdradza, czym właściwie jest dla niej prawdziwa sztuka filmowa.

 

Kiedy po raz pierwszy poczuła Pani, że chciałaby stanąć za obiektywem kamery?

Reżyseria była moim marzeniem od liceum, ale nie miałam odwagi go zrealizować. Bardzo pomógł mi w tym reżyser Marcel Łoziński – po prostu nie biorąc pod uwagę mojej odmowy zaprosił mnie do Szkoły Wajdy i kazał (tak, to jest to słowo) zrobić film. I zrobiłam krótki film dokumentalny. A potem już poszło.

 

Jak wyglądały Pani przygotowania do rekrutacji na PWSFTViF w Łodzi? Co było dla Pani największą motywacją?

Zawsze miałam wiele wątpliwości, czy się nadaję do tego zawodu, ale jednocześnie też kierowała mną w życiu spora siła działania i chęci pójścia do przodu. Mimo trudności, wbrew zwątpieniu w siebie. To jest jakaś siła życiowa, która mnie niesie i to ta siła właśnie doprowadziła mnie na egzaminy wstępne.

 

Ma Pani na swoim koncie wiele zrealizowanych filmów. Skąd czerpie Pani swoje pomysły oraz inspiracje?

Na swój własny, indywidualny sposób przetwarzam dane z otaczającego świata. Świat jest dla mnie pełen absurdu, smutku, śmiechu, małych pozornie nieważnych sytuacji, które są kluczowe w życiu ludzi. W pewnym momencie moich studiów w PWSFTviT, poczułam, że jeśli nauczę się, jak ten mój własny sposób widzenia świata ująć w pasujący do niego filmowy język - to wtedy będę mogła stworzyć coś prawdziwego. To da mi poczucie spełnienia i jest szansa, że widzom również.

 

Jest Pani zarówno reżyserem, jak i scenarzystą. Czy któraś z tych sztuk jest Pani bliższa? Co Panią fascynuje w reżyserii, a co w pisaniu scenariuszy?

Dla mnie pisanie jest połączone z reżyserią. Świat w moich filmach tworzę od samego początku do samego końca. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł lepiej napisać moje filmy ode mnie samej.

 

Decyzja o podjęciu studiów artystycznych musi wiązać się z wysokim poczuciem własnej wartości. Jak według Pani najlepiej pielęgnować wiarę we własne możliwości twórcze?

Wcale tak nie jest. Ludzie, którzy robią sztukę są najmniej pewnymi siebie ludźmi, jakich znam. Po prostu czują ogromną potrzebę wyrażania się i bycia dostrzeżonym. Dlatego tworzą. Artyści mają mętlik w głowie – raz wydaje im się, że są genialni, a po chwili, że są nikim i nie mają nic do zaoferowania światu. Najważniejsze jest, żeby chociaż czasem złapać dystans do tego, co się robi. Mieć czasem refleksję, że to, co robimy nie jest najważniejsze na świecie. Fajnie wtedy porozmawiać z kimś, kto ma podobny poziom wrażliwości, przypomnieć sobie, że są ludzie, którzy nas rozumieją.

 

Jakich rad udzieliłaby Pani osobom, które chcą rozpocząć studia w Łodzi na PWSFTViF?

Najważniejsze jest to, żeby każdy dowiedział się kim jest naprawdę. Na egzaminach wstępnych to jest dla przyjmujących do Szkoły istotne. Trzeba być sobą i nie bać się tego pokazywać, czy to gromadząc materiały do teczki, czy w rozmowie.

 

Jaka jest według Pani naczelna rola reżysera? Co najczęściej chce Pani przekazać swoim widzom?

Nie chcę widzom nic przekazywać. Chcę ich zaangażować, rozbawić, zasmucić, dać im do myślenia. Chcę, żeby mieli dużo dobrych uczuć po moich filmach, ale też refleksję. A już jakie będą te uczucia – to ich sprawa. I jaka będzie ich refleksja – również. Tu już im zostawiam wolność.

 

Gdyby mogła Pani współpracować z jednym, dowolnie wybranym reżyserem, to byłby to…?

Ja uwielbiam wielu reżyserów i reżyserki, ale tak bardzo czuję, że czas szybko leci i że mam jeszcze tyle filmów do zrobienia, że nie traciłabym tego czasu na pracę dla kogoś innego.

 

Czy gdy dziś ogląda Pani filmy koleżanek i kolegów z branży, to potrafi Pani czerpać radość z bycia zwyczajnym widzem? Czy dziś na kino zawsze patrzy Pani przez pryzmat swoich zawodowych doświadczeń?

Jak oglądam film, który mi się podoba, to jestem widzem. Jak taki, który mi się nie podoba – to jestem reżyserką, oglądającą film krytycznym okiem.