to przepis na sukces absolwentki marketingu i zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego ...

Z włoskich plaż do Łodzi akademickiej

Szczypta odwagi, podążanie za marzeniami, nacisk na rozwój i… nauka do egzaminów na włoskich plażach. Oto przepis na sukces absolwentki marketingu i zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego oraz LUM Jean Monnet University. Z Angeliką Urbaniak rozmawiamy o tym, że realizacja zawodowych planów jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy uwierzyć we własny potencjał i powiedzieć „tak” nawet najbardziej szalonym pomysłom.

 

Nikogo nie trzeba przekonywać, że podróże kształcą. Ukończyła Pani studia na dwóch europejskich uczelniach – marketing i zarządzanie na Uniwersytecie Łódzkim oraz LUM Jean Monnet University. Proszę zdradzić, jak zaczęła się Pani intelektualna przygoda i co stało się pretekstem do wyjazdu za granicę?

A: Od liceum wiedziałam, że chcę studiować na Wydziale Zarządzania UŁ, natomiast moje plany krążyły wokół sektora finansowego (paradoksalnie ostatecznie pracuję w banku, jednak zupełnie w innej roli), stąd wybór analizy i zarządzania w biznesie. Dość szybko odkryłam, że w głębi serca gra mi zupełnie inny obszar i studia magisterskie skończyłam z marketingu. O wyjeździe myślałam odkąd wróciłam z wymiany we Francji jeszcze w liceum. Lata na studiach leciały, szybko pojawiły się poważne oferty zawodowe, więc coraz ciężej było znaleźć odpowiedni moment. Na czwartym roku zdałam sobie sprawę, że to ostatnia szansa i jeśli nie zdecyduję się teraz, to nie zrobię tego nigdy.

 

Jaki bagaż doświadczeń przywiozła Pani ze studiów we Włoszech? W jaki sposób uzupełnia się Pani wiedza zdobyta na Uniwersytecie Łódzkim z tym, co miała Pani szansę poznać na południu Europy?

A: Nie skłamię jak powiem, że to była przygoda życia. Najbardziej doceniam wszystkie personalne i kulturowe doświadczenia, możliwość nauki włoskiego, posmakowania zupełnie innego stylu życia i swobodnego podróżowania. W LUM doznałam niezwykłego podejścia do studenta, powiedziałabym, że studenci traktowani są we Włoszech jak członkowie rodziny. Nigdy nie zapomnę, jak jedna z moich prowadzących dowiedziała się, że mieszkamy obok siebie w Bari.

Od tamtej pory podwoziła mnie na każde zajęcia (busem jechałam około godziny), a na drugi dzień Świąt Wielkanocnych zaprosiła mnie na wspólne świętowanie na plaży ze swoją rodziną i przyjaciółmi. Same studia we Włoszech są zdecydowanie bardziej praktyczne. Egzaminy ustne i prezentacje to podstawa zaliczeń, o których marzyłam w Polsce, ponieważ należę tych, którzy w każdej z zamkniętych odpowiedzi na egzaminie znajdą sens i przez to odwiedzają uczelnię we wrześniu. Dostawałam bardzo dużo materiałów do studiowania we własnym zakresie. Nieraz leżałam dzień przed zajęciami na plaży, czytając case study. Za tą formą nauki najbardziej tęsknię ?.

 

Wyjazd na studia za granicę zawsze wiąże się z wieloma obawami. Jakich rad mogłaby Pani udzielić osobom, które rozważają naukę także w innych miastach europejskich? Co pomoże przypieczętować decyzję?

A: Żeby się nie bać. Problemy przytrafią się nawet najbardziej przygotowanemu studentowi. Przez pół roku nasłuchałam się dziesiątek historii z uczelniami, czy właścicielami mieszkań w roli głównej i każda ostatecznie zakończyła się happy endem. W podjęciu decyzji pomogły mi najbliższe osoby i mój ówczesny manager, który przyznał, że sam by wyjechał, jakby miał taką możliwość.

 

Miała Pani szansę wziąć udział w prestiżowym projekcie mentorskim absolwent VIP. Naczelną ideą tego projektu jest stwarzanie najlepszym absolwentom Uniwersytetu Łódzkiego jak najdogodniejszych warunków do rozwoju kariery zawodowej. Jak wyglądała Pani historia z tym projektem?

A: Nietypowo, ponieważ nie dostałam się do wybranych mentorów. Po zamknięciu oficjalnej rekrutacji odebrałam telefon z zapytaniem, czy mogłabym udostępnić swoje CV jeszcze jednemu. Zgodziłam się w ciemno. Następnego dnia otrzymałam propozycję współpracy od Marioli Beliny-Prażmowskiej z grupy Pelion SA. Wybór studentki kierunku analitycznego przez członka zarządu grupy farmaceutycznej był dla mnie dość enigmatyczny, natomiast, gdy się poznałyśmy okazało się, że moja Mentorka odnalazła w mojej aplikacji coś, czego sama bym nie dostrzegła. Nasza relacja po projekcie przekształciła się w ponad roczną współpracę, dzięki której pod okiem zespołu Business Development stawiałam pierwsze kroki w marketingu.

 

Jak wyglądała Pani kariera zawodowa zanim znalazła się Pani na stanowisku employer branding specialist? Czy była to długa i kręta droga?

A: To była bardziej ewolucja niż rewolucja. Stopniowo od staży i praktyk przeszłam do pracy w obszarze social media i marketingu produktowego. Niecałe 4 lata temu pojawiła się propozycja organizacji eventów i akcji promocyjnych dla firm z ramienia agencji employer brandingowej. Z tego wykiełkowała możliwość wejścia w projekty rekrutacyjne, aż na samym końcu zaświtała mi lampka z napisem employer branding. Poprosiłam swojego przełożonego o zmianę mojego zakresu obowiązków. Zapytał mnie, czy na pewno tego chcę, czy to tylko chwilowa przygoda. Instynktownie wiedziałam, że to TO. Uwielbiam pracę z ludźmi, a marketing czuję instynktownie. Wcześniej czy później musiałabym to połączyć i tu dotrzeć.

 

Czy mogłaby Pani przybliżyć, czym zajmuje się dokładnie employer branding specialist? Jak wygląda Pani tradycyjny dzień pracy?

A: To osobą, która dba o wizerunek pracodawcy w bardzo szerokim znaczeniu tego pojęcia. Na co dzień wspieram działania rekrutacyjne, mające pomóc nam drzeć do właściwych kandydatów. Prowadzę współpracę z uczelniami, mediami, agencjami reklamowymi, koordynuję kampanie wizerunkowe, kręcę materiały video, piszę artykuły na potrzeby wewnętrznej komunikacji, organizuję eventy i biorę udział w targach pracy, a następnie wszystkie efekty działań analizuję i optymalizuję. Jestem łącznikiem między biznesem a kandydatami. Dla mnie to taka rola 360 stopni, w której trzeba wbić się w szpilki podczas gali Pracodawcy Roku i założyć trampki, rozładowując dostawę tonę gadżetów.

 

Co sprawia Pani najwięcej zawodowej radości?

A: Jak widzę iskrę w oku kandydata, który mówi, że chciałby u nas pracować. Ostatnio napisała do mnie koleżanka z lat studenckich, która zobaczyła film promocyjny Nordea, który kręciłam kilka miesięcy temu. Po krótkiej rozmowie i 2 minutach materiału postanowiła wysłać CV. To sprawia mi największą satysfakcję, świadomość, że moje działania mają realny wpływ na jedną z najważniejszych decyzji, jakie podejmujemy, czyli wybór miejsca pracy.

 

Praca na tak odpowiedzialnym stanowisku wymaga ogromnego zaangażowania, dziś jednak ważną rolę odgrywa dbanie o równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Czy w Pani życiu pojawiają się jakieś szczególne techniki, które pozwalają na zniwelowanie zawodowego stresu?

A: Wyszłabym od stwierdzenia, że dziś ogromną rolę w zachowaniu tej równowagi ma sama organizacja i jej podejście do pracownika. Choć chwilami nie mogę narzekać na brak adrenaliny, to daleko mi do odczuwania stresu. Po pracy pochłania mnie sport. Od 4 lat trenuję CrossFit, odkąd pamiętam biegam i ostatnio zaczęłam tańczyć. Wakacje to dla mnie rzecz święta, wyjeżdżam na nie bez telefonu służbowego, a prywatny służy tylko do robienia zdjęć. Weekendy spędzam aktywnie, często za miastem i dużo, naprawdę dużo śpię.

 

Bez wątpienia można powiedzieć, że jest Pani kobietą sukcesu. Warto dbać o to, by nasz indywidualny sukces stał się inspiracją dla działań innych ludzi. Jakie słowa otuchy mogłaby Pani dodać innym kobietom, które również marzą o tym, by tak dynamicznie rozwijać swoją karierę?

Dopuszczać do głosu intuicję, mimo że rozum jest zazwyczaj głośniejszy, a w swoich decyzjach zawsze mieć jakąś szczyptę szaleństwa. Zazwyczaj większą niż mniejszą :)